czwartek, 19 kwietnia 2018

Czary Mary Hokus KROKUS




Wracam do was po weekendzie cała obolała. Zwykle po przejściu kilkunastu kilometrów zdarza mi się jakiś ból np. kolan, no ale żeby aż tak bolała mnie tylna część ciała, że musiałam zażyć Paracetamol?! Litości. No nic, jak widać dopadł mnie tzw. zakwas dupny. Ale po kolei.



Wycieczkę do Zakopanego planowaliśmy już od jakiegoś czasu. Do tej pory nigdy nie byliśmy bowiem na znanej pewnie wszystkim Polanie Chochołowskiej, która o tej porze roku przyciąga tysiące turystów, ze względu na wysyp krokusów. Do tego w międzyczasie obchodziliśmy okrągłą rocznicę ślubu, więc postanowiliśmy połączyć wyprawę po krokusowe runo z obchodami tego radosnego dnia, w którym to mój mąż stał się oficjalnie mężem :)

Do miejsca docelowego zajechaliśmy w czwartek wieczorem. Ogromna liczba korków, spowodowanych przebudową dróg, dała się we znaki. Dziewczyny dzielnie jednak zniosły podróż, najpierw śpiąc (zabraliśmy je przed drzemką w przedszkolu i żłobku) a potem zajmując się innymi rzeczami. 
Pierwszego dnia, wreszcie udało nam się odespać cały tydzień pracy. Jako że "kibelek" był dość nisko zawieszony, dziewczyny same się oporządziły rano, czyli poszły załatwić, umyły rączki i buzię, po czym wzięły sobie coś do jedzenia i oglądały bajkę (nastawioną przez nas, no, żeby nie było, że same ;) To dało nam na tyle dużo czasu, by do tej 9 powylegiwać się w łożeczku. 
Po południu udaliśmy się na podbój miasta. Zakopane jak to Zakopane. Ceny porażają nawet takich jak ja, przybywających z miasta uważanego za dość drogie. 




Krupówki




No nic. Udajemy się pod Gubałówkę i stajemy w kolejce po bilety na kolejkę. Pani w okienku nie dowierza, że chcemy bilety tylko w jedną stronę, (w planach mieliśmy bowiem zejście na piechotę) i pyta, czy aby na pewno. Tak, jesteśmy pewni, że dziewczyny dadzą radę :)) 
Na górze widać, że to jeszcze nie sezon. Pozamykane stragany, sklepiki. Udaje nam się jednak znaleźć otwartą budkę z lodami, o które od godziny dziewczyny nas męczą. No nic. Siadamy w słoneczku i rozkoszujemy się chwilą. 
- Piękny widok, mówi Elsa.











Czas na zejście. Dziewczyny gotowe, my też. Na początku nie jest łatwo, dość stromo i mokro, trzymamy maluchy za rękę, by się nie pośliznęły. W końcu udaje nam się dotrzeć do polanki, gdzie odpoczywamy podziwiając widoki. Schodząc jeszcze niżej, Elsa pyta, czy może zbiegać. Powiedziałam, że nie, za to zaproponowałam sturlanie się po ziemi. Uwielbiałam to jako dziecko i ... Elsa też była wniebowzięta! Zatrzymaliśmy ją dopiero wtedy, gdy zaczynały się "miny" na trawie ;) 


Fenomenem jest dla mnie definicja zmęczenia według dziecka. Gdy biegały, bawiły się, turlały, nic im nie przeszkadzało. U stóp Gubałówki jednak, obie chciały "na rączki". Zmęczenie jednak odeszło w siną dal, gdy zobaczyły ogromną zjeżdżalnię, której oczywiście nam nie darowały. A więc nie dość, że człowiek był zmęczony, to jeszcze musiał się wdrapywać po stromym pochyleniu, by wraz z dziewczynami zjechać w dół na kawałku filcu....



Kolejny dzień to wyczekiwana wyprawa na krokusy. Powiem wam, że nie wiedziałam czego się spodziewać, bo w poprzedni weekend, Dolinę Chochołowską odwiedziło aż 70 tys ludzi! Kiedy podjechaliśmy na parking, samochodów było naprawdę dużo. Ale to już nawet nie to mnie poraziło, a bardziej cena za zostawienie samochodu - 30zł. Plus do tego 5zł od osoby wejście, także trzeba się przygotować na co najmniej 40zł wydatku. Był wprawdzie jeden parking za 10zł, taki może państwowy, ale znalezienie na nim miejsca o tej porze było cudem, może o 7 rano tak. 

Do miejsca docelowego przeszliśmy 9km, czyli w dwie strony to prawie 20 km. Naszym dziewczynom należą się medale, bo po mimo swoich małych nóżek, dzielnie pokonały odpowiednio: młodsza 6km,  a starsza połowę trasy! Resztę jechały na przyczepce rowerowej. Jestem z nich bardzo dumna :) I nie tylko z nich. Także z mojego męża, który wpychał te ileś naście kilogramów pod górkę, po kamieniach (niech was nie zwiedzie nazwa DOLINA) 

A na polanie tysiące krokusów. Przepiękny widok, na pewno wart przejścia tylu kilometrów. Zresztą, popatrzcie sami na galerię zdjęć z drogi i Polany Chochołowskiej :)




W drodze.






W niektórych miejscach można jeszcze zjeżdżać na nartach.
















Jeżeli wybieracie się w Dolinę Chochołowską w tym roku, zróbcie to szybko, przy tak pięknej słonecznej pogodzie, na pewno długo się nie utrzymają, pomimo tego, że wysoko w górach leży jeszcze śnieg. Dziś rano, gdy odsłoniłam zasłony, zdziwiłam się, jak zmienił się krajobraz przez te kilka dni, kiedy nas nie było. Na drzewach wreszcie zrobiło się zielono, a krzewy nabrały przepięknych barw. A to dopiero początek :))



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz